sobota, 1 marca 2008

Edukacja seksualna

28 lutego w programie Jana Pospieszalskiego pt. "Warto rozmawiać" był poruszany temat edukacji seksualnej w szkole... Podano przykłady programów nauczania tegoż przedmiotu m.in. w Niemczech, Szwecji i Hiszpanii. Przytoczono piosenkę, w której młody chłopiec śpiewał, że ma dwóch ojców, a żadna matka nie będzie tak wspaniała jak oni. Zademonstrowano także elementarze zalecające, by ojcowie w ramach wychowania seksualnego pieścili swoje córki stosując pieszczoty seksualne. To w Niemczech... Elementarza rodem z Hiszpanii nie opiszę, gdyż nie przechodzi mi to przez gardło... Jednym słowem zoofilia. Nasz rodzimy polski podręcznik zaproponował dokładną instrukcję odbycia stosunku seksualnego lub zastosowania różnych przedmiotów do zaspokojenia własnych fizjologicznych potrzeb seksualnych. Podręcznik był kierowany oczywiście do dzieci...
Nie chcę, by moje dzieci były tak edukowane seksualnie! Było mi po prostu niedobrze... Pani Senyszyn z LiDu, będąca jednym z gości programu, zapewniała, że dzieci i tak wiedzą daleko więcej z podwórka... Tym gorzej. Przydałaby się edukacja, a ściślej: wychowanie seksualne, które to naprostuje.
Jak zatem ja widzę edukację seksualną w szkole? - Przede wszystkim jako edukację metafizyczno – etyczną. - Co to znaczy? - Chodzi o ukazanie celu i sensu współżycia seksualnego, oraz jego wartości. Gdy tego brakuje, akt miłości staje się rzemiosłem, sportem. Takie ujęcie jest po prostu uzwierzęcaniem człowieka. Chcę, by moje dzieci wiedziały, że współżycie seksualne to nie rzemiosło, nie sport - ale poezja miłości, dar z siebie.
Łukasz

P.S. Byłoby dla mnie oceną celującą z małżeństwa i macierzyństwa, gdyby moje dzieci wiedzę o wartości, pięknie i celu płciowości człowieka wyniosły z domu, gdyby właśnie rodzina uformowała je do miłości.
Iza

Brak komentarzy: